niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 5. N. Zwątpienie, Poszukiwania

Klaus:


Gdy się obudziłem druga połowa łóżka już zdążyła wystygnąć. Na poduszce leżała tylko jakaś kartka. Bez chwili namysłu zabrałem się za jej przeczytanie.

Bezwzględny morderco Klausie!

Jednak nie upilnowałeś dobrze najcenniejszej osoby w Twoim życiu. 
No cóż mówi się trudno. Przykro mi, że nie zdążyłeś się z nią pożegnać.
Jednak kto z was myślał, że po 300 letnim powrocie będzie trzeba się rozstać? Nikt.
Gdy mnie znajdziesz Chantal zapewne będzie leżała już 2 metry pod ziemią. Gdzie?
Tego Ci nie powiem. Mam jednak pewną wskazówkę. Chan jest tam gdzie Ester. 
Problem w tym, że nie wiesz gdzie jest Ester. Podpowiedź dostałeś,  więc nie narzekaj.
Gdy nas znajdziesz może pozwolę Ci umrzeć razem z nią. Sądzę jednak, że wieczne cierpienie będzie.... To dopowiedz sobie sam.  
                                                                         Twój największy koszmar. N.


Chantal:

Ocknęłam się przykuta do krzesła. Ręce miałam przewiązane sznurem nasączonym werbeną. Nie wiedziałam o co chodzi. Położyłam się spać razem z Klausem, a nagle ni stąd ni zowąd budzę się w ciemnym, obskurnym pokoju. Wiedziałam jednak, że to nie sen. 
- O,obudziła nam się księżniczka. - powiedział nieznajomy.
- Kim jesteś i czego chcesz? - zapytałam odruchowo.
Przez jego twarz przeszedł szyderczy uśmiech.
- Nazywam się Nathaniel. 
- Dobrze Nathanielu, więc czego chcesz?
- Ciebie - powiedział szybko.
- Przykro mi nie jesteś w moim typie, a poza tym jestem zaręczona - odpowiedziałam.
- Och to nie przyzwoite. Ojciec z córką to kazirodztwo. Mam nadzieję, że uczyli cię tego w szkole. - odparł.
Ten jego przebrzydły uśmiech doprowadzał mnie do szału.
- Ja nie mam ojca. Nigdy nie miałam. Przygotuj się na swój koniec. Niklaus Cię znajdzie i zabije. - wykrzyczałam mu w jego cholernie przystojną twarz.
Jezu dziewczyno o czym ty myślisz ten koleś podaje się za twojego ojca, chce Cię zabić, a ty myślisz o jego przystojnej twarzy. Ogarnij się w końcu.
- Cóż nie myślałbym o tym, że Klaus mi zagraża. To był tylko plan córeczko. Plan na zgładzenie ciebie.
- Kłamiesz. Klaus nie jest taki, on by mnie nigdy nie skrzywdził, on mnie kocha. - powiedziałam.
Tylko czy to na pewno prawda? Czy ja naprawdę powinnam wierzyć w miłość Pierwotnego?


Klaus:

Zaraz zwariuję z Kolem przeszukałem całe Las Vegas. Rebekah zajęła się Nowym Orleanem. Elijha szuka w Nowym Yorku. Bracia Salvatorowie w Mystic Falls. Nawet Hayley włączyła się w poszukiwania wraz ze swoją watahą. Chantal jednak nigdzie nie ma. Nawet Bonnie za pomocą magii nie może jej znaleźć. Nawet nie wiem czemu jej szuka. Przecież ze mną zawsze miała na pieńku, a Chan nawet nie znała. Może Caroline ją poprosiła? Wiem jednak, że nawet jeśli miałbym przetrząsnąć niebo i ziemię to i tak ją znajdę. Gdy zastanawiałem się gdzie może być Chan zadzwonił telefon.
- Słucham - wykrzyknąłem do słuchawki, musiałem się na kimś wyżyć.
Kol już tego doświadczył. Wpakowałem w jego brzuch kilkanaście kołków.
- Klaus może spokojniej chyba, że już nie chcesz jej zobaczyć - to była Ester wszędzie rozpoznałbym ten jej przebrzydły głos.
- Czego od niej chcesz? - spytałem.
W słuchawce telefonu usłyszałem tylko jej nikczemny śmiech.
- Czego? - spytałem jeszcze raz.
- Od niej niczego, lecz chcę żebyś cierpiał. 
- Dlaczego? Dlaczego tak mnie nienawidzisz? - zapytałem.
- Powinniście już dawno umrzeć.
- Sama nas stworzyłaś, wiedziałaś jakie będą konsekwencje.
- Wiedziałam to prawda, ale to nie zmienia faktu, że jesteście potworami, które powinny już dawno zginąć. 
- Droga wolna możesz nas zabić. Nie wiem jednak czy pamiętasz, że twoje życie jest zależne od naszego. Gdy zginął Finn straciłaś część swoich mocy. Tego naprawdę chcesz? Zniknąć?
Nic nie odpowiedziała rozłączyła się. Plus naszej rozmowy był tylko taki, że mogłem ją namierzyć. Przynajmniej taką mam nadzieję.....
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział krótki, wiem i przepraszam. Kolejny powinien pojawić się w środę. Przynajmniej taką mam nadzieję... Jejuu aż Klausa cytuje. :) A co do rozdziału mam nadzieję, że wam się spodoba.




niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 4. Las Vegas

Chantal:

W Las Vegas jesteśmy już 3 dni. Nie wiem czemu każde z nas ma osobny pokój. Może Klaus myśli, że to wszystko dzieję się za szybko. Ale to wszystko ciągnie się już ponad 300 lat. Jeśli myśli, że będę czekać kolejne 300 to nawet nie wie jak bardzo się myli. Mam już dosyć uciekania. Czas w końcu się zabawić. Jeśli on nie zrobi tego ze mną zrobię to sama. Na pewno nie zamierzam przesiedzieć całego mojego wyjazdu do "miasta grzechu" w 5 gwiazdkowym hotelu.


Klaus:

Napisałem około 365 wersji oświadczyn . Każda wydaję mi się głupia i bezsensowna. Myślałem, że będzie to dużo prostsze. Nie chcę robić tego spontanicznie. Od dziecka spontaniczna decyzja = zła decyzja. Wiem, że może to trochę za szybko bo wróciła do mnie dopiero 3 dni temu i przez te 3 dni zamieniliśmy z sobą tylko kilka słów. Jednak albo teraz albo nigdy. Szczerze mówiąc chciałbym postawić na wersję nigdy. Jest łatwiejsza w realizacji.


Chantal:

Ach te telefony. Ludzie chyba już nie wiedzą co z nimi robić. Dzwonią, robią głupi żart i się rozłączają. Chociaż głos tego mężczyzny, który mówił, że jest moim ojcem brzmiał wiarygodnie. Ale to nie może być prawda. Mój ojciec odszedł zaraz po moim urodzeniu. Teraz pewnie leży w jakiejś mogile i smaży się w piekle za to co zrobił mnie i mojej matce. Ta była cały czas nieobecna. Tęskniła. Myślała, że wróci. Była bardzo, ale to bardzo naiwna. Ja pogodziłam się z tym, że nie mam ojca w wieku 7 lat. Było trudno patrząc na wszystkie roześmiane, biegające dzieci, bawiące się ze swoim tatą. Jednak dałam radę. Nauczyłam radzić sobie sama i nie prosić nikogo o pomoc. Uciekałam do lasu i zatapiałam się w samotności. Samotność zawsze dodawała mi skrzydeł. Jest to nasza natura, której większość próbuję się pozbyć. Ja samotność traktowałam i zresztą nadal traktuję jako coś wyjątkowego. Ktoś kto boi się samotności ma do tego słuszne powody. Ja jednak takich nie miałam.


Klaus:

Przyszła do mnie i powiedziała o tym głupim telefonie. Zaśmiała się. Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji. W środku jednak przeżywałem najróżniejsze etapy: złości, strachu, zawiści... Głównym chyba był strach. Znalazł ją. Teraz będzie chciał ją zabić. Dowiedział się, że jest wampirem i nie spocznie dopóki jej nie zgładzi. Ja jednak nie mogę do tego dopuścić. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Chantal.
- Klaus proszę wyjdźmy stąd - w jej głosie słychać było błaganie.
- Dobrze mój aniele gdzie tylko chcesz - tak naprawdę nie chciałem nigdzie wychodzić bo on mógł czaić się wśród nas.
- Nie wiem może do restauracji, a później do kasyna?
- Tak to dobry pomysł - odparłem, podszedłem do niej i skradłem jej buziaka.
Po pocałunku Chantal opuściła mój pokój. 
Może dzisiaj? Tylko jak oświadczyć się takiej kobiecie jak ona?  W tym momencie wpadłem na genialny pomysł, który jak się później okazało wcale nie był taki genialny. Zadzwoniłem do Elijhy.
- Witaj bracie jest sprawa.
- No tak ty dzwonisz tylko wtedy jak czegoś potrzebujesz no cóż, ale miło cię słyszeć w dobrym humorze, a więc o co chodzi?
- Nie mam pojęcia jak się oświadczyć.
- I pytasz o to człowieka, a raczej wampira, który oświadczał się jednej kobiecie z 25 razy zanim ta przyjęła jego oświadczyny?
- Że co?
- No właśnie to. Powiedź mi lepiej kto ma się stać tą ofiarą to znaczyyy... twoją żoną.
- Wiesz co Elijha bardzo śmieszne. Ja naprawdę bardzo kocham Chantal.
- Czyli ona jednak postanowiła do ciebie wrócić? Biedna dziewczyna.
- Ty się lepiej nie wymądrzaj tylko powiedz co u Tatii i waszych dzieci.
- Po staremu. Tatia znowu chce adoptować kolejną 5.
- A ty z pewnością nie masz nic przeciwko.
- No oczywiście, że nie.
- Tak myślałem wy zawsze mieliście dobre serca. 
- Dobra Klaus muszę kończyć bo obiecałem dzieciom, że pobawimy się w chowanego. Powodzenia z oświadczynami i pozdrów Chantal ode mnie.
- Pa bracie, ty także wszystkich pozdrów. 
I się rozłączyłem. To chyba był pierwszy raz kiedy dobrze mi się rozmawiało z własnym bratem. I pierwszy raz kiedy się nie pokłóciliśmy. Chantal chyba naprawdę ma na mnie ogromny wpływ.


Chantal:

Stolik w najlepszej restauracji w mieście zarezerwowany był na 19:30. Ubrałam długą, czarną, koktajlową sukienkę, a pod nią seksowną bieliznę. Czułam się w niej silna i niezależna. Nawet nie wiedziałam, że bielizna może tak działać na kobietę. Włosy upięłam w kok. Na szyję założyłąm pamiętną kolię. Nie wiedziałam jednak czy chcę nią zrobić przyjemność sobie czy jemu. 
Do pokoju wkroczył Klaus. 
- Chantal proszę Cię pośpiesz się bo się spóźnimy - powiedział jak tylko otworzył drzwi. 
- Pierwotny nie przesadzaj jeszcze tylko zrobię makijaż i nałożę buty - wykrzyczałam z łazienki.
- Zastanawiam się czy jest na świecie kobieta, która wie w co się ubrać i jest punktualna - marudził pod nosem.
- Wszystko słyszę.
- No już Chan pośpiesz się.
Wyszłam z łazienki i moim oczom ukazał się przystojny Klaus we fraku.
- O założyłaś kolię ode mnie.
- Tak Niklaus nałożyłam jeśli chcesz mogę ją ściągnąć.
- Ani mi się waż. Wyglądasz w niej pięknie. W ogóle cała jesteś piękna.
- Nie praw mi tu komplementów bo się zaraz spóźnimy.
- Ach... kobiety wszystko potrafią poprzekręcać aby wyjść na swoim - mamrotał.
- To też słyszałam.


Klaus:

30 min później...
Uklęknąłem na jedno kolano i zacząłem pleść trzy próbując się przyzwoicie oświadczyć.
- Moja droga Chantal. Wiem, że nie jestem ideałem. Wiem, że emocje mnie ponoszą. Wiem, że z pewnością chciałabyś kogoś kto jest oazą spokoju. Wiem ilu niewinnych ludzi zabiłem, ale dopiero przy Tobie zrozumiałem, że to co robiłem było złe i odrażające. Chan sprawiasz, że staję się lepszy. Wiem również, że Cię kocham, więc czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
To czekanie, ta cisza zabijała mnie od środka, lecz w końcu dostałem odpowiedź.
- Tak Niklausie Mikaelsonie, po stokroć tak.
Byłem wtedy najszczęśliwszym mężczyznom na Ziemi.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak będą jakieś błędy to naprawdę przepraszam, ale gdy to pisałam byłam tak zmęczona, że na oczy nie widziałam :).Proszę komentujcie....

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 3. Podróż

Chantal:

Podróż dłużyła mi się niemiłosiernie. Od wyjazdu z Mystic Falls minęły 2 godziny. Klaus nie odezwał się do mnie ani słowem. Ostatnie 15 minut zleciało mi dość szybko, mogłam zacząć pisać sms z Rebekhą już dawno. Zatrzymaliśmy się na jednej stacji bo hybryda stwierdziła, że musi się pożywić. Pierwotny pozbawił tam życia ok. 5 osób. Dużo. Za dużo. Ja w swoim "krótkim", wampirzym życiu uśmierciłam tylko 3 osoby. I cała trójka była seryjnymi mordercami, więc mam nadzieję, że Bóg mi przebaczy.W radio lecą coraz to nudniejsze piosenki. Naprawdę chciałabym zrobić pierwszy krok i się do niego odezwać, ale za bardzo się boję, że powiem coś nieodpowiedniego.


Klaus:

Z tego co pamiętam nigdy nie lubiłem wyjeżdżać. Każdy wyjazd przysparzał mi nowych wrogów. Nie wiem czemu tak się dzieję może dlatego, że jestem....... inny? Właśnie miałem się odezwać do Chan ta jednak uczyniła to pierwsza:

- Obraziłeś się na mnie bo jeśli tak to przepraszam.
- Nie Chantal to nie tak....
- A jak? Może mi powiesz?
- Nie aniele to są moje problemy.
- Odkąd powiedziałeś mi, że mnie kochasz twoje problemy stały się także moimi, więc o co chodzi?
Nie odzywałam się... Nie mogłem powiedzieć jej o co chodzi. Wyśmiałaby mnie. 
- Niklausie Mikaelsonie proszę powiedzieć mi o co chodzi inaczej opuszczę ten samochód.
Powiedziała to takim tonem, że zacząłem się śmiać. To chyba był błąd bo gdy tylko wydobyłem z siebie pierwsze dźwięki jej już nie było w samochodzie. Wiedziałem, że nic jej się stanie, ale mimo to się wystraszyłem. Nie chodziło tu o to, że bałem się, że leży gdzieś w rowie. Bałem się, że ucieknie i nie spotkam jej przez kolejne 300 lat. Moje myślenie było trochę egoistyczne. Przyznałem to przed sobą. Dlatego zatrzymałem samochód. Stwierdziłem, że daleko nie mogła uciec. Przeszukałem całą okolice. Jej jednak nigdzie nie było. Podszedłem do samochodu, oparłem się o maskę i zacząłem płakać. W całym swoim życiu płakałem tylko dwa razy. I każdy ten raz dotyczył ucieczki Chantal. Pewnie wyglądałem przekomicznie. Najsilniejsza, nadprzyrodzona istota na ziemi płacze. Jednak wtedy nawet o tym nie myślałem. Łzy rzewnie leciały mi po policzkach. Nie zauważyłem nawet jak ktoś je ściera. Byłem tak pogrążony w swoich uczuciach, że nie widziałem Chan stojącej przede mną. Jednak zaraz to poczułem, ponieważ Chantal mnie pocałowała. Pocałunek był ukojeniem. Ukojeniem mojej zranionej duszy.
- Dlaczego znów uciekłaś?- spytałęm się jej.
- Myślałam, że tak będzie lepiej dla naszej dwójki.
- Myliłaś się nawet nie wiesz jak się czułem.
- Pewnie jak dziecko które traci swoją ulubioną zabawkę?
- Skąd wiedziałaś?
- Ponieważ ja czułam się tak przez 300 poprzednich lat. I gdybym nie wróciła czułabym się tak przez kolejne 300 lat.
Nie wiedziałem co powiedzieć dlatego ją pocałowałem. Nie protestowała.
- To może już wsiądziemy do tego cholernego samochodu bo naprawdę chciałbym ci pokazać tą niespodziankę już dzisiaj.
- Dobrze, ale ja prowadzę.
- Nie ma mowy.
- Owszem jest. Chociaż jest pewien sposób żebyś to ty mógł prowadzić. Uśmiechnęła się.
- Jaki?- spytałem odruchowo.
- Pocału...... Nie zdążyła dokończyć, ponieważ ja już całowałem jej piękne czerwone usta.


Chantal:

Dzisiaj zrozumiałam, że Klaus naprawdę mnie kocha. Chciałam uciec. Byłam już nawet dość daleko. Wystarczająco daleko, żeby mnie nie dogonił, Jednak jakaś siła kazała mi zawrócić. Zawróciłam i moim oczom ukazał się obrazek w który nie mogłam uwierzyć. Zobaczyłam płaczącego Niklausa. I w tej chwili zrozumiałam, że to zawsze był i będzie on.  Jechaliśmy samochodem. Klaus zapewne do samego końca będzie trzymać wszystko w tajemnicy. Teraz, żeby było ciekawiej przewiązał mi oczy jakąś przepaską żebym nie wiedziała w którą stronę zmierzamy. Znowu nic nie mówi. Ja cały czas nie wiem co jest nie tak. Ewidentnie widać, że ma jakieś nie załatwione sprawy. Tylko z kim. Kogo lub czego się tak boi? Chyba muszę z nim o tym porozmawiać. 


Klaus:

Chantal spytała się kogo lub czego się boję. Odpowiedziałem, że niczego. Kłamałem. Boję się jej ojca. Chan cały czas myśli, że jej ojciec zostawił ją zaraz po urodzeniu. Prawda jest jednak inna. Jej ojciec jest potężnym łowcą wampirów. Na pewno bez wahania zabiję własną córkę. Na mnie poluję już ok. 500 lat. Problem w tym, że jest nieśmiertelny. To pewnie też wszystko wina Easther. Moja głupia matka najpierw stworzyła takiego potwora jak ja, a teraz chce mnie zabić i gdzie tu logika? Ja nie widzę żadnej. Moja matka zawsze taka była. Porywcza i uparta. 


Chantal:

Zatrzymaliśmy się. Nie wiem czemu. Gdy tylko o tym pomyślałam moim oczom ukazała się wielka tablica z napisem WITAMY W LAS VEGAS... Nie mogłam w to uwierzyć nadal nie mogę. Zapamiętał, naprawdę zapamiętał.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Proszę was komentujcie, komentujcie, komentujcie. Bo naprawdę nie wiem czy ktoś czyta te moje wypociny.





czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 2. Piękna i Bestia

Chantal:

Miałam wczoraj idealną okazję do zabicia pierwotnej hybrydy Klausa. Jednak nie zabiłam go bo nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Klaus się poddał, nie protestowałby gdybym chciała go zabić. Widać to było w jego oczach. Były przepełnione smutkiem i strachem. Jednak sądzę, że strach nie pochodził  stąd, że miał zaraz zginąć. Jest to coś głębszego o czym mam zamiar się dowiedzieć. Było mi go żal, i zamiast wygarnąć mu co o nim myślę powiedziałam mu co czuję. Powiedziałam mu, że go kocham. Pocałowałam go. I muszę przyznać, że był to najlepszy pocałunek w moim życiu. Taki czuły i delikatny. Nie żałuję tego co zrobiłam.  Klaus też powiedział mi, że mnie kocha. Czy mówił szczerze? Chyba tak. Inaczej nie zapraszałby mnie na randkę. Prawda? Możliwe jednak, że mówił to tylko i wyłącznie dlatego żeby zyskać moje zaufanie, a później mnie zabić. Po głowie chodzi mi teraz tylko i wyłącznie jeden obraz. Mianowicie duże, piękne, niebieskie oczęta bezwzględnego Mikaelsona.


Klaus:

Pocałowała mnie. Naprawdę mnie pocałowała. Pocałowała takiego potwora jak ja. I w jej oczach nie widziałem ani krzty obrzydzenia. Smutek, zawiść tak, ale nie obrzydzenie. Jestem z tego powodu zadowolony. Możliwe, że da mi drugą szansę. Drugą szansę aby naprawić to wszystko. Aby założyć rodzinę, mieć dzieci. Jestem pewien, że drugi raz tego nie spieprze. Nie mogę, Chan jest dla mnie zbyt ważna.


Chantal:

Randka ma zacząć się równo o 17:00. Ja jak zawsze nie mam się w co ubrać. Szczerze nie chcę mi się na nią iść. Kocham go, ale się go boje. Wiem, że nie zrobi mi krzywdy. Strach jednak pozostaje. Co do ubrania myślałam o czarnej sukience do kolan w różowe kwiatki. Do tego wysokie czarne szpilki i jeansowa kurtka. Jednak obawiam się, że będę wyglądać zbyt dziewczęco. W końcu towarzyszyć ma mi nie kto inny jak bezwzględny pierwotny. Postanowiłam, że do niego zadzwonię. Odebrał po 3 sygnale. Prędko jak na takiego staruszka.
- Witaj Klaus. Mam pewien problem.
- O Chan. Może uda mi się go rozwiązać. Co cię gryzie?
- Nie mam w co się ubrać. Może zdradzisz mi gdzie się wybieramy?
- Ubierz coś ładnego. Co do miejsca to niespodzianka.
Rozłączył się tak po prostu się rozłączył. Bez żadnego słowa pożegnania. Nie rozmawialiśmy ponad trzysta lat a ten tak po prostu się rozłącza.


Klaus:

Chantal dzwoniła niecałe 5 minut temu. Byłem szczęśliwy słysząc jej głos w słuchawce telefonu. Miałem jednak pewne obawy podczas naszej krótkiej rozmowy. Bałem się, że zdradzę mojej ukochanej Chan gdzie ją zabieram. Zabierałem ją w dość długą podróż. Jechałem z nią w miejsce naszego poznania. Poznaliśmy się bowiem nie gdzie indziej, a na ziemiach stanowiących obecnie Las Vegas. Gdy jej szukałem często zaglądałem do miasta hazardu i rozpusty. Jednak gdy tam gościłem byłem wkurzony. Wkurzony na ludzi. Wszyscy byli tacy zadowoleni z życia, śmiali się, a ja byłem zagubiony i samotny. Złość przechodziła jedynie po najedzeniu się do syta i upiciu do nieprzytomności. Zawsze myślałem, że tam będzie. Że ją tam spotkam i powiem jej o moich uczuciach. Ona jednak wolała Nowy York. Jak się nie mylę to zaprzyjaźniła się tam z Damonem i Stefanem. Jednak gdy ja odwiedziłem miasto, które nigdy nie śpi jej już nie było. I tak właśnie wyglądało 300 lat naszego życia, a ona zawsze była o krok przede mną.


Chantal:

Za pół godziny ma się zacząć randka z piękną i bestią. Tylko, że nie wiem kto ma robić za piękność a kto za bestie. Mam nadzieję, że moje wątpliwości rozwieją się w ciągu godziny.

Trzydzieści minut później....

Klaus przyjechał punktualnie na 17:00. Energicznie zapukał do moich drzwi. Gdy otworzyłam wydusił   z siebie, że mam wziąć ubrania na zmianę bo czeka nas długa droga i poszedł do samochodu. Nie chciałam go słuchać, ale, że nie wiedziałam gdzie jedziemy więc po długim namyślę zaczęłam pakować ubrania do walizki. Po spakowaniu do niej dwóch par rurek. Jednych czarnych, a drugich brązowych. Kilku bluzek. Czerwonej, seksownej sukienki. Nigdy nie wiadomo kiedy taka sukienka może się przydać. Czarnych szpilek i dwóch par moich ukochanych tenisówek, które trochę już w życiu przeżyły. Stwierdziłam, że nie mam miejsca na moją kosmetyczkę. Wzięłam więc jeszcze torbę. Oprócz  kosmetyczki wpakowałam do niej seksowną bielizną. O której wcześniej zapomniałam. Jakaś  książka na drogę i jeszcze jedna para jeansów też tam zagościła. Po jakiejś godzinie stwierdziłam, że jestem gotowa.  Klaus pewnie przez cały ten czas wychodził z siebie, ale to on nie chciał mi powiedzieć gdzie jedziemy. 

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 1. Powrót i wielki bal

Chantal:

    Wróciłam. Wróciłam do Mystic Falls. Teraz wystarczy tylko znaleźć Klausa. Wbić kołek w jego nieczułe serce. Mam nadzieję, że w ogóle je znajdę i będę czekała na śmierć swoją, jego i 1/4 wszystkich wampirów. Jednakże wraz z moim powrotem wróciły wspomnienia. Te dobre, lecz i te złe. Wiem, że teraz będzie trudniej niż myślałam. Będzie trudniej bo muszę się przełamać. Przełamać żeby go zabić. Zabić żeby umrzeć szczęśliwa i wolna.
    Mam duże szanse już dzisiaj spotkać tę bezwzględną hybrydę. W willi Mikaelsonów ma odbyć się wielki bal. Jest to doskonała okazja aby spotkać się ze starymi przyjaciółmi. Rebekah zawsze była mi bardzo bliska. Nie widziałyśmy się ponad 300 lat. Czas go wreszcie nadrobić. Jest godzina 14:30. Bal zaczyna się o 19:00. Ja nie mam jeszcze sukienki, butów no i oczywiście mieszkania. Stwierdziłam, że zatrzymam się kilka dni u przyjaciół poznanych w Nowym Yorku. Tylko jak oni mieli na imię? Hmm. Samon i Defan? Już mam Damon i Stefan Salvatore. To już mam lokum na kilka dni teraz do sklepu. Nie mogę uwierzyć, że myślenie o tym jak mają na imię zajęło mi 1,5h. Pewnie spóźnię się, tak jak zawsze. Byłam w sklepie. Kupiłam długą czarną suknie. Do niej srebrne szpilki na niewiarygodnie wysokim obcasie. I torebkę pasującą do butów. Z zakupów jestem bardzo zadowolona. Choć sukienka okazała się okropnie droga, no cóż raz się żyje. Jest godz. 17:30. Do balu jeszcze 1,5h. Zahipnotyzowałam jakiegoś przechodnia. Teraz w jego domu przygotowuję sie do balu. Poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Szybka kąpiel okazała się jednak dłuższa niż myślałam i zmarnowałam na nią 30 min. Do balu tylko godzina. Zrobienie super makijażu w wampirycznym tempie zajęło mi niecałe 5 min. To dobrze może przyjdę na czas. Chociaż takie spóźnienie się było by bardziej efektowne. Już postanowione muszę się spóźnić. Miałam lekki problem z założeniem sukienki, ale miły przechodzeń, a zarazem właściciel tego pięknego domu mi pomógł. Zrobiło mi się jakoś tak pusto na szyi. Pogrzebałam chwilę w torbie i znalazłam pudełko z biżuterią. Znajdował się tam mój ulubiony i zarazem najdroższy komplet biżuterii. Była to kolia z białego złota z diamentami i bransoletka. Owy komplet dostałam od przystojnego pierwotnego.
Dwie godziny później...
Byłam już gotowa, a zarazem spóźniona jakieś hmm... 2 godziny? W ekspresowym tempie podjechałam pod willę pierwotnych. Poprosiłam jakiegoś nastolatka żeby otworzył mi drzwi. Gdy weszłam oczy wszystkich skierowały się w moją stronę. Ja jednak cały czas patrzyłam się w kąt ogromnej sali balowej. Stał tam niewiarygodnie przystojny i groźny Niklaus.


Klaus:

Wstałem rano gdzieś ok. 8:45. Obudziły mnie prace przygotowawcze. Podszedłem do szafy wyjąłem z niej małe pudełeczko ze zdjęciem. Robiłem to co rano aby popatrzyć na moją słodką Chantal. Gdy to robiłem czułem do siebie odrazę. Odrazę za to co jej zrobiłem. Za to, że wolałem ją wygnać niż założyć z nią rodzinę. Kochałem ją ponad miarę, a nie potrafiłem przyznać tego jej ani sobie samemu.  Czułem się zły do szpiku kości. Z jednej strony chciałem taki być. Chciałem być taki, ponieważ ludzie odczuwają wtedy respekt w stosunku do mnie. Pewnie dlatego miałem tylko piątkę przyjaciół z czego trójka należała do mojego rodzeństwa. Pozostałymi dwoma osobami byli Damon i Stefan Salvatore. Stefana poznałem w latach 20 XX w. Damona znałem od jego przekształcenia się w wampira. Przyszli oni dzisiaj rano spytać się mnie czy znalazłbym jakąś partnerkę dla Damona. Powiedziałem mu, że Haley nie ma z kim pójść. Starszy z braci Salvatore szybko zleciał na dół znaleźć ową panią wilkołak. Ja zostałem w moim pokoju ze Stefanem. Powiedziałem mu, że ma opiekować się moją siostrą bo inaczej skręcę mu kark. Ten tak się tym przejął, że biedaczyna spadł z krzesła. Mam jeszcze godzinę do rozpoczęcia balu. Delektuje się smakiem mojej ulubionej whisky. I rozmyślam o mojej pięknej, odważnej Chan.
Minęły dwie godziny od rozpoczęcia się balu...
Drzwi otworzyły się dla jakiegoś spóźnialskiego gościa. Nie lubię takich. Lecz gdy zobaczyłem kto stanął w drzwiach oniemiałem. Stała w nich dziewczyna, a raczej anioł. Mój blond włosy anioł. Myślałem, że już nigdy jej nie zobaczę. Jednak ta przyszła do mojego domu. Byłem prze szczęśliwy. Od razu ruszyłem w jej stronę. Lecz gdy podszedłem ta szybko wyciągnęła z torebki jakąś rzecz owiniętą w papier. Odwinęła.... i moim oczom ukazał się kołek z białego dębu. Myślałem, że już wszystkie spaliłem. Naprawdę nie wiem skąd mogła go mieć. To pewnie wina Easther. Moja matka od lat próbuje mnie zabić. Nie protestowałem gdy Chantal podeszła do mnie i przyłożyła kołek do mojego serca. Jeśli nie mogę żyć z nią to po co w ogóle żyć. Chantal jednak mnie nie zabiła. Podała mi kołek i szepnęła do ucha:
-  Kochałam Cię przez te wszystkie lata. Nadal kocham. Oczywiście bez wzajemności. Dlatego postanowiłam cię nie zabijać. 
- Och Chantal. To ja cię kochałem i kocham nadal. To ja myślałem, że moja miłość jest bez wzajemności.
I właśnie wtedy stało się coś o czym marzyłem od dawna Chantal pocałowała mnie. 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się podobało. To mój debiut. Piszcie co chcielibyście zmienić. Komentujcie. Przyjmę  te dobre jak zarazem i komentarze krytykujące. Jestem ciekawa jak wam się podoba. Mi nie podoba się wcale. Jednak ja zawsze byłam krytyczna w stosunku do samej siebie. :)


Prolog


Chantal:

Ostatni raz byłam w Mystic Falls jeszcze przed wygnaniem. Było to jakieś 300 lat temu. Teraz wracam tylko w jednym celu,a mianowicie zemścić się. Zamścić się na na znanej hybrydzie, a zarazem pierwotnym wampirze Niklausie Mikaelsonie. Wiem jednak, że nie mogę go zabić. Nawet mój kołek z białego dębu nie da rady. Dlaczego? Dlatego że nie byłabym w stanie zabić kogoś kogo kocham. Uświadomiłam to sobie krótko przed opuszczeniem Mystic Falls. Klaus jest denerwujący, wścibski, i nieokrzesany, ale to czyni go wyjątkowym. Jego wyjątkowość doceniałam zawsze. No chyba że chciał mnie zabić. Teraz wracam jako wampir. Silniejsza i niebezpieczna. Przynajmniej tak o sobie myślę. Jak będzie nie wiem. Lecz wiem jedno. Strasznie się boję.



Klaus:

Mystic Falls to miasteczko w którym mieszkam od...... zawsze. To tu urodziłem się ja i moje rodzeństwo. To tu poznałem kobietę, która kocham. Moja głupota jednakże okazała się większa i wygnałem ją z miasteczka. Nie widziałem Chantal Inevery Dupree od 300 lat. Szukałem jej, zawsze bezskutecznie. Mimo to mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczę moją kochaną Chan.