środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 1. Powrót i wielki bal

Chantal:

    Wróciłam. Wróciłam do Mystic Falls. Teraz wystarczy tylko znaleźć Klausa. Wbić kołek w jego nieczułe serce. Mam nadzieję, że w ogóle je znajdę i będę czekała na śmierć swoją, jego i 1/4 wszystkich wampirów. Jednakże wraz z moim powrotem wróciły wspomnienia. Te dobre, lecz i te złe. Wiem, że teraz będzie trudniej niż myślałam. Będzie trudniej bo muszę się przełamać. Przełamać żeby go zabić. Zabić żeby umrzeć szczęśliwa i wolna.
    Mam duże szanse już dzisiaj spotkać tę bezwzględną hybrydę. W willi Mikaelsonów ma odbyć się wielki bal. Jest to doskonała okazja aby spotkać się ze starymi przyjaciółmi. Rebekah zawsze była mi bardzo bliska. Nie widziałyśmy się ponad 300 lat. Czas go wreszcie nadrobić. Jest godzina 14:30. Bal zaczyna się o 19:00. Ja nie mam jeszcze sukienki, butów no i oczywiście mieszkania. Stwierdziłam, że zatrzymam się kilka dni u przyjaciół poznanych w Nowym Yorku. Tylko jak oni mieli na imię? Hmm. Samon i Defan? Już mam Damon i Stefan Salvatore. To już mam lokum na kilka dni teraz do sklepu. Nie mogę uwierzyć, że myślenie o tym jak mają na imię zajęło mi 1,5h. Pewnie spóźnię się, tak jak zawsze. Byłam w sklepie. Kupiłam długą czarną suknie. Do niej srebrne szpilki na niewiarygodnie wysokim obcasie. I torebkę pasującą do butów. Z zakupów jestem bardzo zadowolona. Choć sukienka okazała się okropnie droga, no cóż raz się żyje. Jest godz. 17:30. Do balu jeszcze 1,5h. Zahipnotyzowałam jakiegoś przechodnia. Teraz w jego domu przygotowuję sie do balu. Poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Szybka kąpiel okazała się jednak dłuższa niż myślałam i zmarnowałam na nią 30 min. Do balu tylko godzina. Zrobienie super makijażu w wampirycznym tempie zajęło mi niecałe 5 min. To dobrze może przyjdę na czas. Chociaż takie spóźnienie się było by bardziej efektowne. Już postanowione muszę się spóźnić. Miałam lekki problem z założeniem sukienki, ale miły przechodzeń, a zarazem właściciel tego pięknego domu mi pomógł. Zrobiło mi się jakoś tak pusto na szyi. Pogrzebałam chwilę w torbie i znalazłam pudełko z biżuterią. Znajdował się tam mój ulubiony i zarazem najdroższy komplet biżuterii. Była to kolia z białego złota z diamentami i bransoletka. Owy komplet dostałam od przystojnego pierwotnego.
Dwie godziny później...
Byłam już gotowa, a zarazem spóźniona jakieś hmm... 2 godziny? W ekspresowym tempie podjechałam pod willę pierwotnych. Poprosiłam jakiegoś nastolatka żeby otworzył mi drzwi. Gdy weszłam oczy wszystkich skierowały się w moją stronę. Ja jednak cały czas patrzyłam się w kąt ogromnej sali balowej. Stał tam niewiarygodnie przystojny i groźny Niklaus.


Klaus:

Wstałem rano gdzieś ok. 8:45. Obudziły mnie prace przygotowawcze. Podszedłem do szafy wyjąłem z niej małe pudełeczko ze zdjęciem. Robiłem to co rano aby popatrzyć na moją słodką Chantal. Gdy to robiłem czułem do siebie odrazę. Odrazę za to co jej zrobiłem. Za to, że wolałem ją wygnać niż założyć z nią rodzinę. Kochałem ją ponad miarę, a nie potrafiłem przyznać tego jej ani sobie samemu.  Czułem się zły do szpiku kości. Z jednej strony chciałem taki być. Chciałem być taki, ponieważ ludzie odczuwają wtedy respekt w stosunku do mnie. Pewnie dlatego miałem tylko piątkę przyjaciół z czego trójka należała do mojego rodzeństwa. Pozostałymi dwoma osobami byli Damon i Stefan Salvatore. Stefana poznałem w latach 20 XX w. Damona znałem od jego przekształcenia się w wampira. Przyszli oni dzisiaj rano spytać się mnie czy znalazłbym jakąś partnerkę dla Damona. Powiedziałem mu, że Haley nie ma z kim pójść. Starszy z braci Salvatore szybko zleciał na dół znaleźć ową panią wilkołak. Ja zostałem w moim pokoju ze Stefanem. Powiedziałem mu, że ma opiekować się moją siostrą bo inaczej skręcę mu kark. Ten tak się tym przejął, że biedaczyna spadł z krzesła. Mam jeszcze godzinę do rozpoczęcia balu. Delektuje się smakiem mojej ulubionej whisky. I rozmyślam o mojej pięknej, odważnej Chan.
Minęły dwie godziny od rozpoczęcia się balu...
Drzwi otworzyły się dla jakiegoś spóźnialskiego gościa. Nie lubię takich. Lecz gdy zobaczyłem kto stanął w drzwiach oniemiałem. Stała w nich dziewczyna, a raczej anioł. Mój blond włosy anioł. Myślałem, że już nigdy jej nie zobaczę. Jednak ta przyszła do mojego domu. Byłem prze szczęśliwy. Od razu ruszyłem w jej stronę. Lecz gdy podszedłem ta szybko wyciągnęła z torebki jakąś rzecz owiniętą w papier. Odwinęła.... i moim oczom ukazał się kołek z białego dębu. Myślałem, że już wszystkie spaliłem. Naprawdę nie wiem skąd mogła go mieć. To pewnie wina Easther. Moja matka od lat próbuje mnie zabić. Nie protestowałem gdy Chantal podeszła do mnie i przyłożyła kołek do mojego serca. Jeśli nie mogę żyć z nią to po co w ogóle żyć. Chantal jednak mnie nie zabiła. Podała mi kołek i szepnęła do ucha:
-  Kochałam Cię przez te wszystkie lata. Nadal kocham. Oczywiście bez wzajemności. Dlatego postanowiłam cię nie zabijać. 
- Och Chantal. To ja cię kochałem i kocham nadal. To ja myślałem, że moja miłość jest bez wzajemności.
I właśnie wtedy stało się coś o czym marzyłem od dawna Chantal pocałowała mnie. 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się podobało. To mój debiut. Piszcie co chcielibyście zmienić. Komentujcie. Przyjmę  te dobre jak zarazem i komentarze krytykujące. Jestem ciekawa jak wam się podoba. Mi nie podoba się wcale. Jednak ja zawsze byłam krytyczna w stosunku do samej siebie. :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz